Wednesday, April 25, 2012

15. The high won't fade here


 Soundtrack


Hayley
- Napiszę. – machnął ręką na pożegnanie i powoli zanikał na linii horyzontu.
Odtworzyłam drzwi i wleciałam biegiem na górę.
- Gdzie byłaś?!  Martwiłem się! – usłyszałam głos Chad’a za sobą. Jego osoba była mi teraz tak obojętna co zeszłoroczny śnieg czy wczorajsze opady deszczu. – Hayley, coś się stało? Nie odbierałaś telefonów, panicznie się bałem… obdzwoniłem wszystkich… - zamknęłam drzwi swojego pokoju na zamek.
- Nic mi nie jest. Chcę pobyć sama. –wyjaśniłam.
- Muszę się Tobą opiekować. Gdzie byłaś tej nocy? – brnął dalej i próbował ze mnie wyciągnąć odpowiedź.
- Naprawdę jest to nieważne. – powiedziałam bardzo wyraźnie, niemal przesylabizowałam.
Włączyłam laptopa. Przeglądając kontakty w komunikatorze, zauważyłam, że Taylor również jest online. Napisałam do niego, nadal był zagubiony przez słowa Farro. Wiedziałam, że potrzebuje trochę czasu, by zapomnieć o tych głupstwach, którymi nas częstował dziś mój były chłopak.
Chłopak, który jeszcze niedawno był moim przyjacielem, a teraz traktuje mnie jak obcą osobę, najgorsze zło świata, a jeszcze dzisiaj próbował zniszczyć mój zamek szczęścia.
Chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Taylora.
- Taylor, nie spieprzmy tego. – powiedziałam krótko do słuchawki, po czym się rozłączyłam.
Od razu dostałam setki wiadomości od znajomych, którzy martwili się, że znikłam bez słowa poprzedniego wieczoru. Każdemu z osobna musiałam tłumaczyć, że nie jestem już dzieckiem i nie muszę się nikomu spowiadać. Oczywiście nie zabrakło kolejnych pouczeń, wyzwisk i uwag o moim egoizmie. Jak mogłam nie powiedzieć swojemu mężczyźnie gdzie zwiałam…. Przecież on nie spał całą noc i obdzwaniał całą noc do wszystkich! O nie, chyba muszę sobie strzelić kulą w ten rudy łeb.
Nagle zobaczyłam, że nieznany mi numer próbuję mi wysłać  jakiś plik. Zaakceptowałam, klikając na zieloną łapkę. Był to format avi, więc spodziewałam się jakiegoś pliku wideo. Kiedy pasek ładowania osiągnął 100%, na chwilę zastawiłam się co może zawierać ten filmik. Mój numer mają tylko bliscy znajomi i przyjaciele, nie udostępniłam go nigdy fanom, bo jestem zwykłym człowiekiem, potrzebującym odrobinę prywatności. Gdy otworzyłam plik, moim oczom ukazały się obrazy z wczorajszego wieczoru i nocy spędzonego z Taylor’em. Ktoś śledził nas od spotkania przy fontannie, pozlepiał najgorętsze momenty, spowolnił kadry, w których wyraźnie było widać nasze twarze. Wczoraj miałam dobre przeczucie, że ktoś mnie obserwował, kiedy wychodziłam z pokoiku dziecięcego.
Nieznany numer: Jeśli chcesz, by to ujrzał cały świat - z Chad’em na czele, to olej sobie to.
Ja: Kim jesteś?
Nieznany numer: To chyba nie jest istotne, co? Dopóki nie zgodzisz się w ciemno na drobną propozycję, to nie dowiesz się jak brzmi moje imię. Jak to wykonasz, obiecuję skasować  ten filmik na twoich oczach:)
Ja: Jest to istotne.
Nieznany numer: Jak chcesz… Kilka minut pozostało do zakończenia przesyłania na Youtube.
Ja: Czego chcesz?
Nieznany numer: Jeśli ci powiem, ze kocham się w tobie od 3 lat, to domyślisz się czego pragnę?
Ja: Kiedy?
Nieznany numer: Daję ci tydzień. Jeśli ci zależy, to dowiesz się gdzie mieszka była dziewczyna twojego chłopaka. Karmen xoxo.
Ostatnia wiadomość strasznie mnie zgubiła wewnętrznie. Dziewczyna złamała mnie w pół, obrzydziła mnie swoimi chorymi pragnieniami. Nawet w najgorszych snach, nigdy nie sądziłam, że takie zło zakocha się we mnie.
Usłyszałam dźwięk telefonu, na wyświetlaczu zobaczyłam numer Taylor’a.
- Hej. – powiedział niepewnie. – Spotkamy się o 18 na kręgielni?
-No jasne!
- Chciałbym z Tobą porozmawiać o kilku sprawach…
- Okay…
Byłam trochę przestraszona ta rozmową. Bałam się, że znowu coś ważnego dla mnie stracę. Jego głos brzmiał jak zaproszenie na egzekucję naszej miłości. Żeby jeszcze bardziej zabolało, planowaliśmy strzelić w tył jej głowy.
Koniec, odganiam te myśli jak chmury.
Kręgielnia znajdowała się na drugim końcu Franklin. Kiedy wybiła godzina 17, zaczęłam się szykować do wyjścia. Od razy gdy opuściłam pokój, Chad podbiegł do mnie i złapał mnie za nadgarstki.
- Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?! – wykrzyczał trochę podirytowany moim chorym zachowywaniem się.
- Puść mnie, muszę pójść do łazienki.
- Powiesz mi gdzie znowu idziesz?
- Z Taylor’em na kręgle. Jezu, czemu tak panikujesz? Jakiej odpowiedzi się spodziewałeś? Idę się rzucić z mostu, bo wcześniej mi się nie udało?! – wykrzyczałam mu prosto w twarz. – To ty chory jesteś… Ze mną wszystko jest w porządku.
- Wracam w takim razie w trasę.
- Nie obchodzi mnie to, rób co chcesz, - powiedziałam, wymykając się z jego objęć. Zatrząsnęłam drzwi łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wybiegłam z domu jak najszybciej umiałam, by pan Gilbert nie mógł mnie zatrzymać na kolejne kazanie.
Kiedy zatrzymałam się pod kręgielnią, ktoś zapukał o szybę Miss Anne. Był To Taylor, uśmiechnęłam się do niego.

Taylor
- Odechciało mi się kręgli, mogę wsiąść?
- Wskakuj. – powiedziała, wskazując na siedzenie obok. – Mi chyba też…
- Czemu jesteś taka nieobecna? – zapytałem dziewczynę, która próbowała skupić wzrok na czymś z zewnątrz.
- Wydaje ci się. - odgarnąłem włosy z jej twarzy, by utrudnić jej kłamanie. – No dobra… Karmen dziś do mnie pisała…
- Co chciała?! – spytałem sparzony.
Milczała dłuższą chwilę, szukając odpowiednich słów. Widziałem, ze na jej twarzy kreśliło się jakieś zniesmaczenie, którego przyczyn nie znałem.
- Hays?
- Powiedziała, że mnie kocha…
- Co?! – krzyknąłem głośno. – A ty?
- Że ja ją też? – popukała mnie po głowie. – Taylor, ona nas wczoraj śledziła… Nagrała wszystko, szantażuje mnie filmikiem. A ja musiałam się zgodzić, bo nie chcę znowu cierpieć przez tęsknotę do Ciebie.
- Na co się zgodziłaś?
Hayley mówiła o wszystkim zbyt ogólnikowo, bym mógł wyłapać wyraźniejszy zarys całej sytuacji. Kazała mi się domyślać wszystkiego. Czy klarowność aż tyle musi kosztować?
Złapała swoją twarz w kościste rączki i starała się zebrać w sobie na tyle sił, by powiedzieć to samo w jasny dla mnie sposób.
- Musze się jej oddać. – desperacko wgniatała palcami okolice oczodołów. – Brzydzę się nią.
Zaproponowałem jej, aby zgłosiła sprawę na policji. Gdy powiedziałem, ze zrobię to za nią, błagała mnie spojrzeniem, abym tego nie robił za żadne skarby. Jej ciało dygotało od cierpienia, które ostatnio niezmiennie na nią spadało. Tłumaczyła się, że Chad jest dla niej nadal ważny i nie może stracić przyjaciela. (Nie teraz. – dwa słowa dodane przeze mnie).
- Nic nie musisz, nie pozwolę, by ktokolwiek cię zranił. Ja też mam kilka niewygodnych rzeczy dla niej. Ej… - sięgnąłem po jej wolną dłoń. – Nasze uczucie jest silniejsze.
Chyba nie wiedziałem co mówię, dopiero odbudowaliśmy siebie nawzajem, a ja deklaruję już o wielkości miłości, która była fikcją przed chwilą.
- Dzięki, że wtedy nie uciekłeś.
- Nie umiałem, zbyt długo to robiłem i coś pękło.
- Pocieszyłeś mnie. Liczyłam na inne wyjaśnienie, rodem z hollywoodzkich komedii romantycznych.– cicho się zaśmiała.
- Wkradnę się do niej i usunę to. Nie zniszczy nasz coś marnego.
Doszliśmy z Rudą do wniosku, że dołączenie do cywilizacji, będzie najlepszym pomysłem na wieczór. Uwielbialiśmy swojego czasu wolne chwile spędzać na kręgielni, na której znajdował się również tor dla rolek. Zielone, błyszczące nadzieją na lepsze jutro oczy zmusiły mnie do przejechania się na tym cholerstwie, które chciało mnie posłać do grobu. Dziewczyna cały czas mnie trzymała mnie za dłoń, gdyby nie ona już dawno zaliczyłbym trochę gleb. Był to mój drugi raz na tych cudeńkach, pierwszy był na jej dwudziestych pierwszych urodzinach.  Nie chcę jej zranić, ale nie mam ochoty powtarzać tego wypadu znowu. Koniec z siniakami, które w dzieciństwie były wyznacznikiem dobrej zabawy.
Właściciel lokalu wygonił nas o dwudziestej drugiej. Był to dobry znajomy Williams, który serdecznie nas przeprosił, ale tłumaczył się tym, że kręgielnia jest zarezerwowana na 22.30 dla grupki nastolatków, wśród których jest córka prezydenta miasta. No tak, równi i równiejsi.
- Zostaniesz u mnie na noc?
- Nie wiem… Chyba nie powinienem. Wygonisz Chad’a?
- Pojechał znowu w trasę, trochę się posprzeczaliśmy…
Hayley przygotowała mi przepyszną, karmelową herbatę. Na jej twarzy malowała się przepiękna troska.
Graliśmy w jakąś strzelankę, w której mieliśmy za zadanie zabić wszystkich z wrogich plemion. Kilka „Game Over” , dużo plam krwi, groty z jadem, zmarszczone czoła wojowników, świetna grafika. Dziewczyna grała to z wielkim skupieniem, śledziła ruch każdego przeciwnika. Większość z nich zginęło od strzałów Rudej. Zostało nam jeszcze trójka. To „nam” zamienia się raczej w „jej”. Może nie będzie znowu skończonej gry. Tylko dwa. Ostatni celny strzał, mój strzał. Przybyliśmy sobie piątki.
- Dam ci jakąś pidżamę Chad’a, trochę jest tu jego rzeczy…
- Nie trzeba. Naprawdę. – spojrzała na mnie maślanymi oczami i pokazała kilka zestawów. – Może być ta granatowa.
Rozpiąłem guziki bluzki i nałożyłem pidżamę na siebie.
- Śmiesznie w niej wyglądasz.
- Bo zapewne wolisz mnie bez niej.
- Mógłbyś być mniej dwuznaczny, co York? – zmierzyła mnie uroczo wzrokiem.
- Nie moja wina, że sprowadzasz zawsze dialog do tego samego.
Kiedy skończyłem mówić to zdanie, dostałem serię delikatnych uderzeń w plecy.
Kiedy ktoś będzie ci się starał wmówić o cenie najbardziej wartościowych rzeczy, wyśmiej go. Nic nie może równać się z miłością zbudowaną na przyjaźni, nic nie może się równać z przebywaniem w gronie najbliższych, nic nie może się równać ze spędzaniem czasu z osobą, która skradła odrobinę ciebie. Dużo rzeczy można kupić, zdarza się nawet, że przyjaźń i miłość, ale co z tego, jeśli będzie to wyzbyte prawdziwych uczuć? Na świecie bije miliony serc, ale co z tego gdy to jedno cię zadowala? Jedno serce, któremu mógłbyś się przysłuchiwać godzinami, któremu oddałbyś siebie. Mógłbyś razem z nim pompować krew, nie narzekając na zmęczenie, chciałbyś tylko istnieć dla tej osoby. Najpiękniejsze uczucie. Słuchaj, skradam siebie dla ciebie i jest mi z tym niesamowicie dobrze.
Przykryliśmy się kocem i zasnęliśmy na nierozłożonej kanapie. Do późna rozmawialiśmy o pewnej bajkowej parze, kazaliśmy sobie nawzajem zapomnieć o krzywdach, które wyrządzaliśmy. Zapomnieć? Może powoli wymazywać…    


No comments:

Post a Comment