polecam Mogwai - Hound of winter. Na pewno doda klimatu
Hayley
Mogłam siebie nazwać szczęśliwą osobą. Razem z Paramore powoli wygrzebaliśmy się z tego syfu, którzy zostawili moi przyjaciele. Jeżeli można nas nazwać dwoma stronami, to ta moja pragnęła innego zakończenia. Za bardzo kocham naszych fanów, aby zawracać im dupę tym papierkowym świństwem. To nie jest nic przyjemnego. Odkąd ludzie wymyślili pieniądze i księgowość, to zanim się pomoże komuś, trzeba wszystko udokumentować. KROK PO KROKU, bezsens. Czy oby na pewno urodziłam się w dobrych czasach?
J. nigdy nie wymażę przeszłości, bo nie posiadam tego kultowego mazaka, którego tak często reklamowali, jak byłam małą dziewczynką. Nie chodzi o to, że nigdy nie dałam się zmanipulować mediom, po prostu zawsze wiedziałam, ze telewizja kłamie. To było takie dodatkowe 11 przykazanie w naszej rodzinie. Nie wiem czy pamiętasz ten dzień, w którym trzymałeś mnie za rękę i powiedziałeś: „Człowiek, którego część tego organu(uderzyłeś się lekko w serce) przejmuje nad nim kontrolę, musi być naprawdę zdesperowany." Spytałam dlaczego tak sądzisz. Odparłeś: „.. bo nakłada czapkę niewidkę na wady tej drugiej osoby…”. Nie powiem co potem zrobiłeś, bo jakiekolwiek wspomnienia związane ze mną, są tymi najgorszymi w twoim życiu. Nie wstydzę się przyznać przed sobą, że nauczyłeś mnie kochać i nazywać miłość przyjaźnią, a nie tylko relacją typowo zwierzęcą.
Zac… cały czas mam nadzieję, że wrócisz do nas. Nie do zespołu, a do grupki ludzi, którzy trochę się ususzyli z tęsknoty. Nie pozwól by ten proces nas zniszczył… Ech, brzmię jak egoistka.
Nikt nigdy ciebie nie zastąpi. Może się starać, ale gówno mu z tego wyjdzie.
Chad. Czemu jeszcze nigdy nie odtrąciłeś i nigdy nie wytknąłeś mi żadnej z moich wad? Czy też jesteś zdesperowany? Czemu ja na ciebie trafiłam, no powiedź?! Hmm, no nie odpowiesz, bo te słowa gubią zawsze drogę, kiedy chcę je wypowiedzieć. Wspierałeś mnie i chłopaków. Wspierałeś nas. Pomagałeś budować nowe jutro. Co ja gadam… dziś. Nie warto czekać na następny dzień, trzeba zacząć od mijających chwil.
Jeremy był synonimem najlepszego brata łamane na starszego brata z wyboru. To Ty za każdym razem przypominałeś mi, że gdy idę po moście, mając pod sobą ogromną przepaść, nie mogę zerkać w dół, tylko mam dumnie pokonywać swoje słabe strony. To Ty zawsze, kiedy widziałeś mnie płaczącą w kącie, darłeś się na całego Tourbusa „Ile ci potrwa czyszczenie oczu, bo zajebiście bardzo podoba mi się ten zaułek?”. Rzucałam się na ciebie, z zamiarem nieudanego morderstwa, a ty bez większego wysiłku przewieszałeś mnie przez plecy. Dlaczego ty tez mnie nie opuściłeś?
Taylor. Nie mam pojęcia dlaczego moje serce buntowało się moim przekonaniom. Dla mnie byłeś przyjacielem, a ten głupi narząd, wielkości ludzkiej pieści, za wszelką cenę chciał mi udowodnić, że się mylę. Chyba nie wiesz kim jest panna Williams. Nie wiesz z czym sobie już poradziłam. Chciałeś zepsuć nasze relacje, które do tej pory były idealne i naprawdę nie chciałam ich zmieniać.
Nasza przyjaźń była dziwna, bo stworzyliśmy własny język, a słowa nie były wypowiadane, a kształtowane przez wyraz naszych oczu. Dla osób z boku, to było chore, ale tak lubiliśmy komentować otaczającą rzeczywistość. Realny świat zniszczył wartość słów.
Serce, za żadną majętność nie wpakuję się w podobne błoto, dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.
Co znaczył ten incydent sprzed tygodnia? Umiesz mi odpowiedzieć? Moje zachowania dawno przestały się dać analizować… zdrowo analizować. Co chwilę pojawiała się mgła i rozpraszała to dobre myślenie.
- Nad czym tak rozmyślasz, Hays? – zapytał Chad, podając mi sałatkę owocową.
- Zawiesiłam się. Chyba to jeden z tych refleksyjnych dni. Tych kobiecych, wiesz – lekko skłamałam- podałbyś mi bitą śmietaną, jest…
- Wiem gdzie jest. Znam twoją kuchnię na wylot. Swoją drogę, trzymanie pilota do telewizora w pralce, może skończyć się źle – odparł Chad, chcąc zażegnać tą gęstą atmosferę.
Jęknęłam. Jestem aż tak roztrzepana?!
- O matko…
Poleciałam do łazienki. Pilota tam nie było.
- Zabrałeś go? Dzięki – pocałowałam go w policzek – Zdecydowanie to nie mój dzień…
- Nie, Hayley, jego tam w ogóle nie było. Chciałem tylko cię ściągnąć na ziemię najmniej drastycznym sposobem. Proponuję leżakowanie jak w przedszkolu. Co ty na to?
- Tak Pan sądzi? – nie mogłam się oprzeć temu uśmiechowi. Odwzajemniłam go. Na chwilę zapomniałam o wszystkim co mnie trapi.
Bardzo stylowo weszliśmy po schodach: podskakiwaliśmy jak pchełki. Chad mocno ścisnął moją dłoń. Robił to zawsze, gdy się wyłączałam „bez powodu”. Myśli wróciły wraz z zdjęciem, które stało na mojej szafce koło lóżka.
- Dziękuję, że wytrzymujesz ze mną – puściłam mu oczko, a on wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie umiesz być seksowna w te twoje refleksyjne, kobiece dni…– mówiąc to, dławił się ze śmiechu– dobra, wybaczam ci nieudaną próbę.
Położył się koło mnie. Jak zwykle poczułam się bezpieczna. Gładził mnie po policzkach i po udach. Było to jak niezbadany przez amerykańskich naukowców przyśpieszać snu. Odpłynęłam w moją ulubioną krainę. W krainę, gdzie zawsze znajdowałam rozwiązanie problemu.
Przebudziłam się. Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam która godzina minęła. Trzy po dziesiątej rano. Czyżbym aż 18 godzin błąkała się po tym wyidealizowanym świecie? Nie dostałam żadnej rady. Straciłam tylko cenne godziny życia. Liczyłam na przypływ super mocy. Chyba powinnam przestać oglądać bajki, w końcu 2 na początku wskoczyła do mojego wieku.
Zorientowałam się, że moje ciało w nocy zamieniło się w lianę, a Chada wzięło za gałąź. Biedny Mr Gilbert. Musiało mu być strasznie niewygodnie. Postanowiłam zmienić na wygodniejszą pozycję, by do Chada dopływało więcej krwi.
- Nie śpię od 9. Ogarnęłaś się?
-Pokiwałam głową. Mój wzrok automatycznie szukał zdjęcia na szafce. Namierzyłam go w ułamku sekundy. Znałam współrzędne na pamięć.
- Nie wiem czy uwierzysz, ale zgłodniałem. Leżymy tu niecałą dobę. Mogę tu wiecznie być z tobą, lecz zapewnij nam pokarm w wersji płynnej. Wiesz, kroplówki i te sprawy. - dodał.
- Ha-ha.
Mój ironiczny śmiech przerwał pocałunkiem. Ścisnął moją dłoń mocniej niż zwykle. Ponownie.
- Chad, ale ja jestem obecna. Po prostu ostatnio nie umiem odróżnić marzeń od rzeczywistości. Jak dalej tak pójdzie, to nie zostawisz mi żadnej sfery, która się nie ziści.
Na dole obdarowaliśmy się serią uśmiechów. Nakarmiłam mojego głodomora, za co dostałam od niego płytę mewithoutYou „ Catch for Us the Foxes”. Tylko jej brakowało mi do kolekcji.
Przycisnęłam go mocno do siebie i wyszeptałam głupie „dzięki”.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Jezu, kompletnie zapomniałam, że dziś mieliśmy się spotkać i porozmawiać o piosenkach na nowy album… Wyglądam jak potwór. Pomożesz mi jakoś wybrnąć?
- Jasne skarbie. Zagadam ich jak zwykle. Na pewno się nie domyślą, że znowu zapomniałaś… Leć na górę! – żartobliwie odparł Chad.
Potrzebuję tylko 10 minut. Niezbyt skutecznie próbowałam okłamać moją koordynację i brak antypoślizgowej powierzchni w kapciach.
Taylor
- Cześć!
- Sam przyszedłeś ? – zapytał Gilbert – Właź bracie, nasza kochana ruda dopiero teraz odwiedziła łazienkę. Tylko nie mów jej, ze ją wydałem, ok?
Zaśmiałem się. Nie mogłem się doczekać, aż Hayley zejdzie. Widzę się z nią po raz pierwszy od tego dwuznacznego spotkania w samochodzie. Zawsze byłem z nią blisko, ale wtedy zdecydowanie przekroczyliśmy granicę przyjaźni.
Tydzień i jeden dzień temu wpatrywałem się w jej nieziemsko piękne oczy ponad godzinę, ona leżała na moich nogach. Słuchaliśmy drugi raz płyty, którą przyniosłem. Zgubiliśmy się, ale nie próbowaliśmy się odnaleźć. Byliśmy zbyt ślepi, by zauważyć jakiekolwiek drogowskazy. Zdrowy rozsądek sprzedaliśmy po promocyjnej cenie. Ciekawe kto jest tym szczęśliwym konsumentem…?!
Jej ręce budowały szlaki po mojej szyi, a ja natomiast wytyczałem ścieżki po jej brzuchu. Znów długi seans wpatrywania się. Dotknęliśmy się AŻ wargami, po czym wyleciałem z samochodu. Nie chciałem niszczyć najwspanialszej rzeczy, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Nie byłem wtedy jeszcze masochistą.
Zobaczyłem ją na schodach. Siedzenie z Chadem strasznie mi się dłużyło. Mimo, że miło dyskutowaliśmy na temat nowej knajpy w Franklin, to pragnąłem tylko, aby zegarek doznał trybu turbo i zamienił przysłowiowe 10 minut w 1 sekundę.
- Witaj bracie – przyleciała migiem i uściskała mnie jak dawniej. – Tęskniłam…
- Ja też, złożyłem kilka akordów, myślę, ze możemy na tym bazować.
- Gdzie Jeremy? Czemu nie przyszedł? Zapomniał czy co? A Może się spóźni? - dostałem pocisk pytań od Williams.
- Zapomniałaś o ich rocznicy bycia razem? – mocno się zdziwiłem.
- Zbyt dużo rzeczy mi ostatnio umyka, przepraszam.
- Myślę, że powinien wymknąć się z domu i zostawić was samych. Pisząc muzykę, powinniście się zamknąć w intymnym świecie i nie wpuszczać nikogo spoza. – bardzo spodobała mi się propozycje rzucona przez chłopaka Hayley.
- Nie jesteś tym kimś spoza. – zaprzeczyła dziewczyna. – Pomagasz nam.
Aha, tylko ja „postanowiłem” być masochistą, Hayley próbowała walczyć i się nie poddawać. Problem w tym, że ona miała koła ratunkowe. Mi się już dawno skończyły, dokładnie wtedy kiedy przestali transmitować Milionerów w telewizji.
- No właśnie, dotrzymaj nam towarzystwa – poparłem Hayley, a tak naprawdę okazałem się pasożytem i chwyciłem tego samego koła ratunkowego. – No z nami nie posiedzisz? – wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Skoro chcecie – zgodził się z uśmiechem.
Hayley przesunęła się w prawo i pocałowała go. Zawsze w takich sytuacjach czuję się skrepowany i nie wiem jaki obiekt sobie wybrać. Co nagle może mnie zainteresować w pokoju, który znam równie dobrze jak swój?
Udaliśmy się do czterech kątów pani domu, w celu tworzenia materiału na płytę. Podszedłem do rogu obok szafy i wyciągnąłem ręce po gitarę rudej. Uwielbiałem na niej grać, ponieważ… Nie, to głupi powód. Uciekam od niego za każdym razem.
- Oo, nowa naklejka? – zauważyłem błyskawicznie nowy nabytek na gitarze. – Świetnie ją podrasowałaś.
- Hmm, Chad był koncercie H2o i zdobył ją dla mnie.
Usiedliśmy w kole na podłodze. Zacząłem grać i od razu zauważyłem jak Hayley zamknęła oczy. Udała się na poszukiwanie słów, które byłyby kompatybilne z muzyką. Podziwiałem ją za to, że zawsze wracała z najcudowniejszymi łupami. Sięgnęła po notesik ze Spongebobem i płynnie przelewała słowa na papier.
Powtórzyłem melodie zaledwie 4 razy a tekst był już gotowy. Otworzyła wreszcie oczy. Myślałem, że zacznie śpiewać w rytm piosenki. Przerwała nasze magiczne połączeniem pytaniem:
- Gdzie jest Chad? Kiedy on wyszedł? Czemu nic nie słyszałam – poderwała się od razu. No tak, mogliśmy znowu przekroczyć granicę na oczach najbliższych. Miała rację z tym jego towarzystwem.
- I co? – krzyknąłem dosyć głośno, by mogła mnie usłyszeć.
- Poszedł sobie, zostawił kartkę na dole. Taylor, chyba powinieneś wyjść, bo jesteśmy niebezpieczni ostatnio. Nie wiem co mną wtedy kierowało, ale jeszcze się tego nie wyzbyłam. Próbuję, ale nie mogę.
- Usiądę w drugim końcu, chcę dokończyć, to co zacząłem – odpowiedziałem, podając najmniej rozsądną propozycję.
- Taylor… - przytuliła mnie mocno – Idź…nie pokonam tego.
- Jak chcesz to pokonać, nie stając z tym twarzą w twarz? Myślałem, że tchórzostwo jest ci dalekie – zadałem pytanie i oczekiwałem szczerej odpowiedzi, a miałem wrażenie, że moja słowa odbiły się od ściany i poleciały w przeciwnym kierunku niż uszy Hayley.
Chwyciła moją dłoń i zaprowadziła do wyjścia. Nie była wściekła, dbała tylko o nas. Nas. Matko… N A S
- Nie chcę abyś wyszedł, ale musisz. Przyjdź jutro, ale z Jeremym . Ok?
- Jasne. – burknąłem pod nosem.
Wyszedłem jak najszybciej mogłem. Po chwili już biegłem.
Dobrze zrobiłaś Hays, że mnie wygoniłaś. Nie wiedziałem tylko co mam ze sobą zrobić. Plany się pokrzyżowały. Mogłem pójść do tysiąca miejsc, ale chciałem tylko do jednego. Nie mogłem zawrócić, lecz chciałem. Chciałem kochać, ale nie mogłem. Czemu jestem tak skłócony z rozumiem? Czemu nie mogę z nim zawrzeć jakiegoś paktu? Jestem gotowy na wszelkie kompromisy, tylko pokaż mi znowu czym jest zimna krew. Proszę…
Zmieniłem kierunek, musiałem wrócić. My, Yorkowie, zawsze kończymy to co zaczęliśmy.
____________________________________________________________________________
zawsze przeoczę kilka przecinków, więc najmocniej przepraszam. piszcie co sądzicie, co wam się spodobało, a co nie. czego oczekujcie ode mnie, a czego byście nie chcieli przeczytać.
No comments:
Post a Comment