soundtrack
Hayley
Kliknęłam ‘otwórz” : „Włącz MTV. J.”
- Mam włączyć MTV, ktoś się podpisał jako J. – oznajmiłam i biegiem poleciałam do salonu. Nerwowo zaczęłam szukać pilota do starego telewizora. Był pod poduszką. Do pokoju weszli wszyscy. Reklamy miały się skończyć za 43 sekund, wskazywał na to zegar w prawym górnym rogu.
Urywek naszego teledysku „Playing God”, uniosłam delikatnie kąciki ust do góry. Po tym fragmencie, ujrzałam Josh’a, który niepewnie uśmiechnął się.
„ Hej, tu Josh, były gitarzysta Paramore. Myślałem dużo i doszedłem do wniosku, ze bardzo zraniłem moich przyjaciół, a szczególnie Hayley, którą obrzuciłem najróżniejszymi oszczerstwami. Wiedz, że bardzo tęsknie za tobą, bo byłaś i jeśli pozwolisz, nadal będziesz jedną z najważniejszych osób w moich życiu. Dziwnie reagowałem na cierpienie, wybacz. Nadal cię kocham.”
Osunęłam się na podłogę. Po moich policzkach poleciały strugi łez. Taylor odruchowo podbiegł do mnie i mnie przytulił.
„Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się znowu przyjaźnić. Nie śmiem prosić o więcej, bo wiem, że jesteś teraz szczęśliwa. Wiem, że on cię nigdy nie skrzywdzi.”
Zaczęłam intensywniej płakać. Chłopak wycierał bardzo słone łzy, a zebrani zaczęli się nam przyglądać. Moje siostry patrzyły z niezrozumieniem na bezsilność i brak działań Chad’a.
„ Taylor, Jeremy. Cieszę się, że podtrzymujecie Paramore i że pomogliście zagoić rany Sponge. Paramore będzie legendą, wierzę w nasze słowa.”
Spojrzałam zapuchnięta na przyjaciół i jeszcze mocniej ścisnęłam York’a. W sumie mało mnie teraz obchodziło. Niezdarnie, jak kilkuletnia dziewczynka, dotknęłam lekko wargami mojego przyjaciela. Niepewnie i nieco przerażony zrobił to co ja. Spojrzałam się na niego wzorkiem kruchej i bliskiej śmierci zwierzyny, która została ofiarą kłusownika.
„Zapraszam wszystkich do wysłuchania demo kawałków Novel American. Pozdrawiam Josh.”
- Przepraszam, rozkleiłam się. – powiedziałam do wszystkich. – Josh u mnie był w szpitalu, chciałam go wygonić, ale nie umiałam… Pogodziliśmy się. – starałam się temat mój i Taylor’a przenieść na mniej ważny tor. – Brakuje mi Josh’a, ale nie wróci do zespołu.
Taylor ujął moją głowę i schował pod swoją. Rozpłakałam się znowu.
- Będzie dobrze, damy radę. Kocham cię. – powiedział głośno, nie bał się reakcji innych. Toczyliśmy rozmowę, gdyby nikt oprócz nas nie przebywał w obrębie pokoju.
- Dziękuję, że jesteś. – wymknęłam się spod jego objęć i wstałam do reszty. – Dziękuję, że jesteście. Tak, jestem z Taylor’em. Ale nie zadawajcie pytań, w porządku?
Wszyscy pokiwali głowami i obdarowali grupowym przytuleniem.
Letnie festiwale. Nie mogłam się ich doczekać. Pierwsze wizyty w poszczególnych krajach i powroty do przyjaciół, którzy zdążyli już nas gorąco przyjąć.
- Proszę się pośpieszyć. – powiedziała głośno pani, poganiając nas do samolotu.
Mam wrażenie, że skądś ją znam. Nie dostrzegłam co było napisane na jej plakietce przypiętej do lewej kieszeni, ale jestem pewna, że organizowała nam kiedyś lot. Brunetka z loczkami poprawiła starannie swoje oxfordki, a schylając się, zdążyła mi się dobrze przypatrzeć. Złapałam chłopków za ręce. Dyskretnie pociągnęłam Taylor’a za koszulkę a on nachylił się, bym mogła coś mu powiedzieć do ucha.
- Chyba skądś ją znam, ale nie pamiętam… A ty? Pamiętasz ją?
- Nie, Hayleys, widzę ją po raz pierwszy. O co chodzi?
- Nic, nic. – poprawiłam grzywkę.
- Masz na coś ochotę? Może zdążę po coś polecieć dla ciebie.
- Nie trzeba… Nie jestem głodna.
- Naleśniki z kiwi i truskawkami?
- Czytasz mi w myślach. – uśmiechnęłam się.
Chłopak podbiegł do barów znajdujących się koło lotniska. Wrócił dosłownie za 5 minut z moim przysmakiem. Wszyscy czekali na niego, łącznie ze mną.
- Możemy już. – powiedział z widocznym tylko dla mnie sarkastycznym uśmiechem. Siedzenia były potrójne, więc siedliśmy razem. Jeremy ubezpieczył swój wolny czas w książki, a Taylor z braku pomysłów musiał spędzić całą podróż na rozmawianiu ze mną i słuchaniu wszystkich żalów. Nawet nie wiem kiedy osunęłam mu się na ramię. Butelka którą trzymałam w dłoni, poleciała na dół i ozdobiła wykładzinę w czerwone plamy. Gdy się obudziłam, Taylor spał. Ponownie starałam się usnąć, ale mi to nie wychodziło. Przyglądałam się parze przede mną i dziękowałam Bogu, że wszystko wygląda tak jak teraz. Dziękowałem, że nie musimy uciekać od siebie, ranić siebie nawzajem, by udawać, że siebie nie potrzebujemy. Delikatnie dotknęłam dłoni York’a, ale on zniszczył mój plan i się obudził.
- Dolecieliśmy czy co? – powiedział, przeciągając się.
- Nie, do Czech jeszcze daleko.
- Coś się stało? – uśmiechnął się słodko.
- Nie nic, jestem szczęśliwa. Tyle. – próbowałam go obdarować równie cennym uśmiechem. – Nie mogę się doczekać.
Jestem pewna, że pobiliśmy rekord Guinnessa w najdłuższym przyglądaniu się drugiej osobie. Niewiarygodne było moje szczęście, niewiarygodny był świat, z którym się pogodziłam. Dobrze, że byłam słaba, bo nauczyłam się być silną. Zauważyłam tę diametralną różnicę i teraz wiem jak wyeliminować zło. Nie dopuście do siebie myśli cierpiących na brak nadziei, ona zawsze jest, może czasami dobrze się ukrywa, jakby miała czapkę niewidkę, ale tak naprawdę chce od was tylko zaangażowania i prawdziwości. Nie wyganiajcie ją w jakiś nieznany kąt, zaszkodzicie samym sobie.
Taylor i ja wierzymy w nadzieję, miłość i wiarę i jest nam z tym cudownie.
Taylor
Cieszę się, że jesteśmy. Nawet nie wiesz jakbym chciał cię zabrać na koniec świata, byśmy zobaczyli tych którzy w nas nie wierzyli.
Szykowałem dla Hayley drobną niespodziankę tej drugiej festiwalowej nocy. Polska jest dziwnym, ale zarazem pięknym krajem. Nie miałem okazji zwiedzić więcej niż centrum i starówkę, ale po tych miejscach mogę oznajmić, że się zakochałem w tym państwie. Ludzie wydają się być bardzo sympatyczni. Na rynku kupiłem niesamowity obraz u staruszka z koszulką Ramones. Williams od razu do niego podbiegła i próbowała porozmawiać. Niestety mężczyzna umiał tylko polski i francuski, a francuski Sponge nie był najlepszy. Uśmiechała się do niego serdecznie i wybrała obraz, który trafiał najgłębiej do jej duszy. W podskokach przyleciała w moje ramiona i pochwaliła się nowym nabytkiem. Na rogu była lodziarnia, w której ustawiało się mnóstwo ludzi. Wprawdzie nie mieliśmy dużo czasu, ale nie mogłem odmówić Rudej. Kobieta na kasie nie mogła uwierzyć, że nas widzi. Wybierała się na koncert. Złożyliśmy autografy na rachunku – jedna z fajniejszych rzeczy, na których napisałem swoje imię i nazwisko, przysięgam.
Ledwo uchodziłem z życiem, mijając i przeskakując kable od nagłośnienia. Szukałem zniecierpliwiony swojego brata, który zniknął w najmniej odpowiednim momencie. Chciałem się upewnić czy przygotował wszystko i czy oby przez niego nic się nie zepsuje – nie mogłem sobie pozwolić na tę niedogodność. Chciałem, aby wszystko wyszło perfekcyjnie i żeby, najważniejsze, jej się spodobało.
Nigdy nie sądziłem, że jesteśmy w Polsce tak popularni, myślałem, że na koncert przyjdzie dużo mniej osób - słyszałem okrzyki sporego tłumu. Na spotkaniu z fanami zostaliśmy obdarowani mnóstwem prezentów. Uwierzcie, czułem się jakby były święta. Święta w lecie? Czemu nie. Wszyscy byli dla nas tacy kochani, wyściskałem ich z całych sił. Po raz pierwszy jadłem chałwę w swoim życiu – był to chyba mój ulubiony podarunek.
Nerwowo przeskakiwałem z nogi na nogę. To już za chwilę…
- Coś się stało? – zapytała z troską w głosie tuż przed wyjściem na scenę.
- Nic, to tylko ekscytacja. – nastawiła dłoń do piątki, przybiłem.
Wejście, intro, radość. Mimo, że dla nas mógłby być to jeden z wielu koncertów jaki mieliśmy dać w swoim życiu, to coś nas różniło od tego syndromu. Za każdym razem czuliśmy te same emocje, za każdym razem dawaliśmy z siebie najwięcej energii i serca.
Chyba nikt się nie dowie, co mi towarzyszyło, gdy zobaczyłem te wszystkie cudowne akcje, które przygotowali dla nas polscy fani. Po raz kolejny dziękowałem Bogu za zesłanie takich cudownych osób.
Po „Decode” spojrzałem na brata wzrokiem, który miał zainicjować niespodziankę. Chłopak zaczął grać nieznaną dla dziewczyny melodię. Zacząłem kierować się w jej kierunku i wziąłem od niej jej marchewkę. Dziewczyna stała zdezorientowana. Może nie śpiewałem rewelacyjnie, ale napisałem coś specjalnie z myślą o nas. Nie było to też bezpośrednie w odbiorze, więc ludzie musieli się chwilę zastanowić, by się dowiedzieć o co chodzi w tym utworze.
- To ostatni raz, kiedy wziąłem mikrofon do ust i coś zaśpiewałem. – przeprosiłem publikę. – Hayley jest w tym mistrzem, ale chciałem komuś za coś bardzo podziękować. Znalazłem w końcu kogoś przy kim czuję się sobą. Kogoś kto sprawia, że życie ma sens nawet w tych najgorszych momentach. Napisałem piosenkę, by podzielić się moją miłością. Polska, jesteście niesamowici. Mam nadzieję, że każdy z was pokieruje swoim życiem tak, by był z niego zadowolony. Wiem, że to słyszysz, Kocham cię.
Widziałam na twarzy dziewczyny zarówno przerażenie jak i wielką radość. Próbowała się nie zaczerwienić, ale jej się nie udało.
- Taylor, całkiem przyzwoicie śpiewasz. To było mega słodkie, mam nadzieję, że ta dziewczyna mówi ci dość często jak bardzo ważny jesteś. Zróbcie hałas dla tej cudownej pary. Znam tę szczęściarę osobiście i wiem, że przy tobie czuje się spełniona.– dołączyła się do mojej niezrozumiałej gierki.
- Jest bardzo źle, wolę grać na gitarze. Może aż za często to robi?
- Skończmy, bo zaraz się wszyscy porzygają ze szczęścia. Nie? – publika głośno się zaśmiała.
- Masz rację, panno Williams. Pozwolisz, że zrobię to po raz ostatni dzisiejszego dnia i powiem ci że nadajesz mojemu sercu niesamowicie przyjemne bicie? – Ruda stała z otwartą buzią i umiała wydusić z siebie żadnego słowa. – To trudne tak milczeć, mieliśmy się nie ukrywać przy przyjaciołach, a oni nimi są.
- Nie wiem co powiedzieć. – wzruszyła do ludzi ramionami. – On jest niesamowity, prawda? – poleciała prosto w moje ramiona.
Wszyscy zaczęli klaskać. Zauważyłem, że po jej policzku spływała łza, ale to była łza radości.
- Emergency… Kocham was ludzie, jesteście dla nas chwilami za dobrzy… Jesteście bajkowi. – powiedziała do mikrofonu.
Stała przy mnie cały czas. Nie chciała się ruszać. W końcu nie ociekaliśmy cierpieniem tylko radością. Jej oczy malowały mnie, moje oczy ją. Paradoksalnie dławiłem się tym co miałem najlepsze, cudowną harmonią. Towarzyszyłaś mi, razem przecięliśmy sznury naszych chorych myśli, które nie pozwalały nam być razem. Patrz, zerkamy na siebie i żadne z nas nie chcę się skrzywdzić z ogromu miłości. Jesteśmy coraz bardziej normalni.
Wyszliśmy na chwilę. Ruda złapała mnie za palce i powędrowaliśmy po butelki wody, które bardzo potrzebowaliśmy.
- Jesteś szalony. – skwitowała moje zachowanie. – Ale jest mi lżej na sercu zarazem.
- Cudownie brzydką woń wydzielasz. – sięgnąłem po ręcznik i wytarłem z jej czoła kropelki potu.
- Trasa. – wzruszyła ramionami z miną zbitego psa. – Mam nadzieję, że nikogo dziś nie odstraszę. – Wracajmy, czeka na nas najgłośniejsza publika wszechczasów.
Kiedy weszliśmy ponownie na scenę, myślałem, że stracę słuch. Ci ludzie byli tak pozytywnie głośni, ze miałem wrażenie, że za kilka chwil stracę zmysły i przestanę móc się rozkoszować muzyką do końca swoich dni…
- Hej, mogę coś powiedzieć? – zaśmiała się Hayley. – Strasznie doceniamy wasz wysiłek w to show, tworzymy go razem. Większość z was ma koszulki z „It never ends”, to cudowny widok. Gdy byłam mniejsza, też chodziłam w t-shirt’ach własnej roboty na koncerty moich ulubionych kapel. Bardzo, bardzo, bardzo wam dziękujemy. Polska, uczyńmy tę noc jeszcze bardziej wyjątkową. – obdarowała przyjaciół szerokim uśmiechem. – Obiecajcie mi, że nieważne jak będzie bardzo źle, nigdy się nie poddacie. Świat może się stać samotnym miejscem, ale będzie bardziej opustoszały bez ciebie.
Nie zapomnę tego dnia nigdy. N-I-G-D-Y.
No comments:
Post a Comment