Friday, February 3, 2012

2. I've been locked inside your heart-shaped box

Strasznie się ciesze, że jesteście ze mną. Każdy czytelnik jest dla mnie bardzo ważny. Postanowiłam, że na początku każdego posta(odcinka) będę umieszczać soundtracki, tj. piosenki, które pasują do scen w mojej głowie i te, które grają mi w danej chwili w duszy.
Dzięki wam zapominam o swojej beznadziejności i o 2 z wypracowań :P

Nirvana - Heart Shaped Box 

Best Coast - Crazy For You

Placebo - Breathe Underwater


Hayley
Kilka minut temu kazałam mojemu przyjacielowi wyjść z domu, bo akurat taką miałam zachciankę. Wcale niczego nie ocalałam, tylko niszczyłam. Idiotka przez duże I. Może to będzie mój pseudonim?
Czułam żar, który zaatakował moje serce. Wiedziałam, że mogę się zapomnieć. Wiedziałam, że on też. Byliśmy ludźmi, którzy mieli zbyt poprawne życie, bo zaczęli wariować. Próbowałam być przy nim opanowana, ale to drugie 36,6 stopni Celsjusza również nie dawało sobie rady. Różnica była w tym, że ja stwarzałam pozory, a on nie okłamywał. On nie umiał kłamać.
Usprawiedliwianie się nie szło mi najlepiej.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Wróciłeś. Ocalasz mnie, wiesz?
- Chad, wreszcie …– powiedziałam, uchylając drzwi. – Yhmm…
Taylor minął mnie bez słowa. Nie zdążyłam mu powiedzieć, aby się wynosił. Poszedł na górę. Wziął moją gitarę i tak po prostu zaczął grać. Usiadłam w drugim końcu pokoju. Schowałam głowę w kolanach. Przemilczeliśmy 3,5 godziny.
Nie wiem co się działo w jego umyśle, ale mój zachowywał się jak uciekinier z najgorszego psychiatryka . Nie umiałam go przechytrzyć, ani nic przewidzieć.  Zazwyczaj milczenie nie było niczym strasznym, od dzisiaj zamieniło się w mękę. Nie chciałam się odzywać. On też nie umiał/nie chciał sklecić najprostszego zdania. Modliłam się o przyjście wybawcy.
Postanowiłam działać. Wstałam i zaczęłam się kierować się do drugiego końca mojego pokoju. Tego gdzie siedział mój przyjaciel.
- Nie umiem dłużej – uśmiechnęłam się smutno.
Taylor niepewnie się zaśmiał. Jemu też spadł kamień z serca. Wiem to, ponieważ jego oczy mi to powiedziały.
- Sorry, że wróciłem. Zepsułem twój spokój. Chciałem usłyszeć piosenkę, a nie tylko melodię. – wyjaśnił szybko. Kocham sposób w jaki kłamiesz. O nie! To brzmi jak wers piosenki Rihanny.
Poszłam po swój ukochany notes, mimo, że słowa znałam na pamięć. Usiadłam koło niego. Spojrzałam na niego wzrokiem nr 515 „jestem gotowa”, a on zaczął grać. Zamknęłam oczy, by świat realny niczego nie zakłócał.
- Wow, Hayleys… Nawet w moich wyobrażeniach to nie brzmiało tak świetnie.
Sięgnęłam do parapetu po mój ulubiony smakołyk.
- To dzięki żelkom. – podałam mój ulubiony powód. – Chcesz? – Przysunęłam mu paczkę pod nos, żeby dobrze poczuł ich smakowity zapach.
- Myślisz, ze będę po nich grać lepiej?
- Taylor, to nie działa jak dopalacz. Hahaha
Dotknął się za uchem, zauważyłam, ze był zawiedziony moją odpowiedzią. Cóż, musiałam to zmienić.
- A da się lepiej?
- Daj mi te żelki, polubiłem je. – zmienił szybko temat – Masz te wężyki?
Zeszłam po schodach do kuchni. Druga szafka od lewej nosiła nazwę szafki ukojenia. Po chwili szperania po wielkich zapasach, znalazłam ulubione żelki Taylora. Z przyzwyczajenia otworzyłam lodówkę. Zobaczyłam szampana i kilka owocowych drinków.  Te luksusy były przeznaczone dla moich znajomych, ja nie piłam. Postanowiłam, ze wyjmę dwie buteleczki drinków.
Nasza nowa piosenka była genialna, mogliśmy sobie na coś pozwolić. Postawiłam wszystko na srebrnej tacy* . udałam się na górę i zrobiłam pozę na stewardessę.
- Wiesz, że nie piję, ty zresztą też. – przypomniał złowrogim tonem – O tym też zapomniałaś?
- To tylko drinki. Nic poważnego.
- Sama sobie je wypij, w takim razie.
- Zapomniałam otwieracza.
Wróciłam, z tym niepojętym jak dla mnie, wynalazkiem. Siłowałam się przez chwilę. Taylor zauważywszy moją nieporadność, chciał oszczędzić  sobie tego żałosnego widoku.
- Proszę.
Butelki mi jednak nie oddał. Pokazał język.
- Dobre – skosztował płynu, którego się tak bał, po czym dodał – Weź drugi.
Zaradnie otworzył pomarańczowego drinka, a sam rozkoszował się żurawinowym. Nie chciałam się kłócić. Na pewno nie o takie błahe rzeczy.
Włączyłam moją ulubioną stację radiową. Udało mi się trafić na sam początek piosenki Best Coast „Crazy for You”. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i zaczęliśmy tańczyć jakbyśmy byli malutkimi dziećmi. Śpiewaliśmy tak głośno, że chyba całe Tennessee nas słyszało.
Dziękuję Ci Boże, wysłuchałeś mnie i znowu powróciła ta zdrowa relacja między nami. Moje wieczorne modlitwy nie były „stratą czasu”. Dziękuję, że opiekujesz się mną Ojcze,

Taylor
Zabawiliśmy się z Hayley w nastoletnie życie. A może jednak w przyjaciół? Udało się nam zawołać kontrolę i przekonać ją, aby została z nami. Byliśmy zwycięzcami. Próbowałem dobrze zakodować każdą z mijających chwil w moim umyśle. Były doskonałe.
„Crazy for You” się skończyło. Czekałem niecierpliwie z Rudą na kolejny, dobry kawałek.
REKLAMY. No tak, zbliżała się pełna godzina. Radio rządzi się pewnymi prawami.
- Polecę po coś jeszcze… - oderwała się od tańca moja przyjaciółka – powinnam zdążyć zanim się zacznie muzyka.
Poleciała zgrabnie po coś do żarcia. Nie wiem czy wybierze coś odpowiedniego. Żadne z nas nie chce się wyrzygać  od slalomów i niezdarnych obrotów. Tych kroków nie dało się nazwać tańcem,  ponieważ obrazilibyśmy wtedy tych wszystkich cudownych artystów, którzy z taką niesamowitą gracją oraz emocjami tworzą z muzyką jedność na parkiecie.
Zobaczyłem ją w progu. Przebrała się w rockendrolową sukienkę. Wyciągnęła zza siebie dwie butelki szampana.
- Myślałam, że mam tylko jedną. – powiedziała i zaczęła tańczyć w rytm „Breathe Underwater”. Odłożyła trunki na szafkę nocną i wzięła mnie za rękę.
- Zgłupia… - przyłożyła palce do moich ust.
- Ciesz się życiem.
Stacja GA5** serwowała najlepsze piosenki, a nam coraz bardziej uginały się nogi. Ze zmęczenia i wyjątkowo wysokoprocentowego szampana. Pokój Williams zmieniał co chwilę rozmiary, a my śmieliśmy się w niebogłosy. Nie rozmawialiśmy dużo ustami. Nie potrzebowaliśmy. Bawiłem się w łucznika, a ona była sarną. Celowo nie nazwałem się myśliwym, bo „wyjątkowo” niczego nie zabijałem dla swoich korzyści. Nie zależało mi na jej fizyczności . Nie tego dnia.
Posłała mi niezobowiązujący uśmiech. Czemu nie dało się go złapać jak motyla siatką? Plułem sobie w twarz, że nie posiadam takich umiejętności. Zawsze pragnąłem mieć okulary, które nagrywałyby najpiękniejsze obrazy z mojego życia.
- Mogę ci zrobić zdjęcie? – zapytałem.
- Nie, nie możesz.
- Dlaczego ? – zdziwiłem się, bo Hayley lubiła być fotografowana. Była dla mnie równie piękna jak dla starożytnych Greków Afrodyta.
- Źle sformowałeś  prośbę, Tay. „ Czy możemy sobie zrobić zdjęcie?” brzmi zdecydowanie lepiej. – usłyszałem jeszcze lepszą propozycję z ust Rudej.
Podeszliśmy do okna, żeby złapać ostatnie promienie światła. Niebo wyglądało jak zestawienie najpiękniejszych odcieni różu i niebieskiego. Jak większość facetów nie znałem się dobrze na właściwych nazwach barw, nie odziedziczyłem tego w genach. A szkoda!
- Jak w bajce. – skomentowałem. – Żal odrywać oczu od tego widoku. – dodałem nachylając się do Hayley, która w samoobronie się odwróciła. Myślała, że stanę się tym znienawidzonym psujem, porównywalnym do starszej bandy chłopców w piaskownicy. – Nie miałem zamiaru, no wiesz…
Ruda sięgnęła do kieszeni po swojego Iphone’a i  postawiła go na stosie książek na parapecie. Objęła mnie rękami  w pasie.
- Jeszcze jedno – zaproponowała radośnie. Ponownie ustawiła samowyzwalacz, podbiegła do mnie i złapała mnie za włosy. Zrobiliśmy jedną z najdurniejszych min wszechświata.
- Jezu, ja tak wyglądam?! – przeraziłem się, gdy zobaczyłem swoją twarz na zdjęciu.  Daję sobie rękę uciąć, że moje oczy przypominały największą monetę świata. – Weź to lepiej usuń. Nie chcę widzieć drugiego.
Hayley, chcąc zmienić moje zdanie, wplątała swoje palce między moje. Uniosła nasze dłonie do góry i powiedziała:
- Jestem zawiedziona twoją postawą, York. Zatańczmy jeszcze raz. To znaczy poudawajmy, że tańczymy.
No tak… Świat jeszcze bardziej się kręcił niż wcześniej. Brakowało nam tylko neonowych gadżetów, które dopełniłyby nasze dziwne gibanie się na boki. Na drugi raz będę pamiętać o tych niezbędnych dodatkach. A nie, przepraszam… Najlepsze chwile w życiu to te nieplanowane. Nie potrzebujemy żadnych scenariuszy, by móc stworzyć niepowtarzalną oraz niezapomnianą atmosferę. Nie liczy się gdzie, tylko z kim. Nawet widoki zapierające dech w piersiach nie zastąpią nam wybornego towarzystwa. Najdroższe bilety na drugi kraniec świata tracą na wartości i naszej ekscytacji, kiedy nie zaprosimy na wycieczkę najbliższych naszemu sercu. Dlaczego coraz częściej ludzie nie dostrzegają małych rzeczy, które są źródłem największej satysfakcji? G ł u p c y.
Nie rozumiałem naszych chwiejnych nastrojów. W jednej chwili zachowywaliśmy się jak najszczęśliwsze dzieciaki na kuli ziemskiej, a w drugiej zaś stawaliśmy się poważnymi i smutnymi  dorosłymi.
- Chyba muszę przerwać to. Potrzebuję skoczyć do kibla.
Mój pęcherz nie był dobrym graczem. Jak zwykle w łazience, złapały mnie refleksyjne myśli na temat sensu życia człowieka. Na szczęście na tumblrze kiedyś widziałem, że inni też tak mają, więc jestem spokojny o siebie. Prawdopodobnie Madonna napisała na kiblu największe swoje hity. Królowa popu nigdy nie była osobą, która by mnie w jakikolwiek sposób inspirowała, ale kiedyś miałem ochotę wykorzystać jej patent. Za każdym razem dochodziłem do wniosku, że targanie gitary do tego małego pomieszczenia nie jest najlepszym pomysłem.
- Ile jeszcze? Mi też się zachciało – Hayley wyrwała mnie z rozmyślań i sprawiła, że przypomniałem sobie o właściwym celu mojej „wyprawy”- Taylor, nie bądź taki! Zsikam się i będziesz mi zmieniać gacie.
Nie znęcałem się nad jej układem wydalniczym, po prostu się zawiesiłem.
- Już, już wychodzę. Nie panikuj – odpowiedziałem po chwili. Zapiąłem spodnie i udałem się w stronę drzwi. Ujrzałem Rudą trzymającą się za kroczę i odtańcowującą jakiś taniec deszczu.
- Właź.
„ Ale turbodoładowanie” - skomentowałem  w myślach. Był to przezabawny widok.
- Taylor?
- Tak?
- Czemu uciekamy?
O nie, ona też cierpi na tą przypadłość, tj.  dokładanego analizowania egzystencji podczas srania i sikania.
- Od czego? – zadałem głupio pytanie, chociaż wiedziałem doskonale jaką zaraz otrzymam odpowiedź.
- Od siebie.

_______________________
* srebrna taca - ze srebrną tacą mam bardzo fajne wspomnienia. kiedyś z moimi przyjaciółmi zaczęliśmy głęboko analizować tekst jeden osiem l, gdzie padł taki epitet. potem doszło do sweetaśnej sesyjki z tacą :D cały czas się uśmiecham jak o tym pisze do was.
** GA5 - wymyślona nazwa stacji radiowej. skróty od nazwy mojej paczki znajomych. 5 to liczba członków.

jeżeli zauważycie błędy, to piszcie. w miarę możliwości poprawię. dodałam na szybko.


No comments:

Post a Comment