Wednesday, May 23, 2012

21.Let's not fuck around


Soundtrack

Taylor
Usiadłem na podłodze a Hayley wskoczyła na moje nogi i zaczęła się słodko uśmiechać. Odwzajemniłem ten najbardziej wdzięczny, ludzki dar. Wpatrywaliśmy się w swoje twarze przez chwilę.
- Taylor, to jest realne. To przetrwało. Będziemy siedzieć razem w bujanym fotelu i czytać naszym dzieciom bajki na dobranoc?
-  Chcesz, abym był twoim mężem?
- Jak cholera. – odparła i zaczęła intensywnie oddychać przy mojej szyi.
- Pani Hayley? – zerknęła brunetka w okularach z czarną oblamówką na dół na naszą leżącą dwójkę na podłodze. Uśmiechnęła się i cierpliwie czekała, aż dziewczyna zechce zejść ze mnie.
- Kochanie? – odgarnąłem jej włosy. - Musisz wstać.
- Nie chcę.
- Dla mnie to zrób. Pójdziemy potem na spacer po ogrodzie szpitala. Lubisz niespodzianki, więc oczekuj czegoś fajnego.
- Dwie godziny, umrę przecież tam z nimi…
- Masz dla kogo żyć. – w tej chwili chwyciła moją dłoń i przyłożyła do swojego serca.
- Do zobaczenia. – puściła moją rękę i udała się z kobietą do środka.
Cały rozpromieniony, szedłem przez korytarz pełny szalonych ludzi. Chciałem kupić Hayley coś, co będzie jej o mnie przypominać, tak jak naszyjnik z serduszkiem przywołuje jej myśli o Chadz’ie.
 O wilku mowa! Spotkałem kolesia na schodach. Zatrzymaliśmy się na chwilę. O dziwo, nie patrzył na mnie złowrogo. Spoglądał raz na moją twarz a raz na moje dłonie.
- Zaopiekuj się nią dobrze, ok? – zaczął szlochać.
- Zaopiekuję.
Podałem mężczyźnie dłoń na zgodę. Przez chwilę się zastanawiał  czy  po nią sięgnąć, w końcu to zrobił i poklepał mnie po ramieniu. Kiedy zaczął iść w stronę sali Hayley, powiedziałem:
- Chad?
- Tak? – odwrócił się.
- Ona cię kocha, jesteś jej najlepszym przyjacielem, nie skrzywdź jej.
Pokiwał głową i poszedł do pustego pomieszczenia, bez jego miłości.
W sklepie, który zaciekawił mnie swoją witryną, znalazłem potencjalny prezent dla mojej kruszyny. Była to broszka kamea. Była w odcieniach czerni i beżu z posrebrzanymi elementami.  Przedstawiała profil kobiety, która miała spięte włosy w kok. Wiedziałem, że jej się spodoba, więc szybko uciekłem  od szklanej wystawy i podszedłem do ekspedientki. Moje oczy zatrzymały się na cudownie błyszczącym pierścionku z rubinem. Poprosiłem panią, by dopisała go do mojego zamówienia. Wybrałem najładniejsze opakowanie i zapłaciłem kartą za podarunek.
O godzinie 12:30 Williams miała kończyć  tę mękę. Siedziałem przed szpitalem, wystukiwałem rytm butami i rozgrzebywałem czubkami ziemię. Czekałem, bym mógł już pójść na górę i wziąć ją na spacer. Kolejne puste minuty. Wiatr zmieniał położenie drobnych przedmiotów, które straciły właściciela.
Piętnaście minut. Mogę już wstać. Powoli zacząłem kierować się ku Sali Rudej. Bardzo dokładnie przypatrywałem się wystawie rysunków i obrazów powstałych rękoma pacjentów. Kilka kroków dzieliło mnie od niej.
Usłyszałem zza uchylonych drzwi jak z kimś rozmawia. Tą osobą był Chad. Stanąłem w bezruchu, w pewnej odległości od szyby i może głupio się przyznać, ale podsłuchiwałem się ich rozmowie.
- … tak na pożegnanie.
Cisza, domyśliłem się, że się całowali.
- Weź to. – powiedziała do niego po jakiejś minucie lub dwóch.
- Zatrzymaj to.
- Daj mi coś jako przyjaciel, w porządku? A to weź ze sobą. Chad… Dziękuję za bycie ze mną, byłeś wspaniałym chłopakiem i cieszę się, że nadal jesteś moim przyjacielem. Wiem, że nie będzie tak jak dawniej, ale nie umiem bez ciebie żyć. Chcę abyś wiedział o tym.
- Postaram się nim być. Wiesz, że mnie to kurewsko mocno zabolało? Odechciało mi się wtedy nawet oddychać. Nadal mi się nie chce…
Podszedłem  do szybki i zapukałem. Dwójka momentalnie spojrzała w moim kierunku. Uchyliłem bardziej drzwi i wszedłem do środka. Hayley wyciągnęła ręce do mnie. Chwyciłem jej dłonie. Wymamrotałem głupie „cześć” i usiadłem koło Rudej. Zapadła krępująca cisza, której żadne z nas nie umiało przerwać. Przeskakiwaliśmy wzrokiem i sztucznie się uśmiechaliśmy.
- Dziękuję, że jesteście. – powiedziała w końcu Hayley.
Ponad dwie godziny graliśmy w scrabble, które wypożyczyłem ze świetlicy na trzecim piętrze. Miałem wrażenie nawet, że Gilbert mniej mnie nienawidzi. Chyba role się odwróciły. Stłamsiłem jego uczucia, stoję na podium w twoim sercu, dziękuję za piękne wieńce z twoich pocałunków.” – powiedziałem dumnie do siebie. To nie było złośliwe(wbrew pozorom).

Hayley
Skrępowanie… o tak, to było to. Z minuty na minutę było tylko lepiej.
- Chyba pójdę już…
- Jeśli chcesz zostać, zostań. Nie przeszkadzasz mi, a wręcz pomagasz. – wtuliłam się w niego i rozwaliłam wszystkie słowa, które ułożyliśmy.
- Pójdę. – wstał. Wyciągnęłam do niego rękę, by go zatrzymać na chwilę. Ucałowałam go w policzek i spojrzałam z nadzieją w oczach. Uniósł lekko kąciki ust.
Po kilku minutach od wyjścia mojego przyjaciela, Taylor złapał mnie za rękę i zaczął biec w kierunku wyjścia na ogród. Nie wiedziałam o co chodzi, ale cały czas się śmiałam. Cały czas czekałam na tę niespodziankę i w duchu liczyłam na oświadczyny rodem z najczulszych filmów o miłości. Wiem, byłam niepoprawną romantyczką i liczyłam przedwcześnie na wielkie gesty. Taylor zerwał z klombu czerwonego tulipana i w zębach przyniósł mi go pod mój nos. Dostałam przepiękną broszkę, którą od razu wpięłam w koszulkę. Spacerowaliśmy tak długo, aż się zaczęło ściemniać. Kiedy wracaliśmy już do ośrodka, byłam pewna, że zmierzamy do „mojego nowego pokoju”, a jednak poszliśmy na piętro wyżej. Chłopak pokazał mi schodki, po których miałam się wspiąć na dach. Chciał mnie koniecznie asekurować. Chyba zrozumiałam – mieliśmy razem oglądać prawie każdy zachód słońca, tym razem na dachu szpitala, którego pracownicy myśleli, że odstaję od normy.
York posadził mnie na jakimś słupku i sięgnął do kieszeni.
- Wiesz… chciałem oficjalnie spytać, czy chcesz być moją kobietą i czy przyjmiesz ten pierścionek na którego wydałem kupę kasy. Lepiej, żeby ci się spodobał…
Zamurowało mnie. Prezent był cudowny. Nie umiałam go inaczej opisać. To było zbyt trudne.
- O … wow.  To znaczy: tak. Jasne. Cholera, nie musiałeś.
Rzuciłam mu się na szyję. Myślę, że docierało do niego bardzo mało powietrza, ale musiałam się jakoś odwdzięczyć. Bolało mnie wszystko, nadal poobijania o sobie silnie przypominały, ale… Kto by się teraz tym przejmował.
Może to nie były oświadczyny, ale najsłodsze poproszenie( myślę, że oznajmienie lepiej pasuje) o „chodzenie”. I tak mój poziom romantyczności został napełniony.
Każda kolejna godzina w szpitalu coraz szybciej mijała. Następnego dnia zbudziła mnie z popołudniowej drzemki pani Maria, która opiekowała się mną.
- Czeka na panienkę jakiś chłopak. Mam go wpuścić?
- Taylor? – zapytałam kobietę.
- Tak, to chyba on. Ja  mam kłopot z zapamiętywaniem imion. Przyniósł panience piękny bukiet.
- Strasznie o mnie dba.
Kobieta wyszła po chłopaka. Zmroziło mnie totalnie, kiedy zobaczyłam za szybką Josh’a. Po co on tu przyszedł? Co do licha mu przyszło do głowy? A może chciał rzucić w mnie znowu błotem? Tak, zmieszaj mnie z nim; nie krępuj się, mój dawny przyjacielu.                                                      
- Co ty tutaj robisz?! – odsunęłam się na róg lóżka, w którym czytałam „Człowieka, który kochał kwiaty”.
Chyba kompletnie stracił rozum, myśląc, że mam ochotę na rozmowy z nim. Chłopak małymi krokami zbliżał się w moją stronę.
- Nie, nie zbliżaj się. Psujesz, niszczysz mnie. Pamiętasz jak byliśmy przyjaciółmi? Było to dosyć niedawno. Pamiętasz jak definiowaliśmy szacunek? Po prostu jestem krucha.
- Hayleys, przyniosłem ci kwiaty i…
- Nie nazywaj mnie tak. Proszę, opuść to pomieszczenie. Wybrałeś sobie zły czas.
- I chciałem cię… przeprosić. – kontynuował mimo moich wyraźnych próśb.
- Nie licz na przeprosiny, po prostu nie rób tego. Prosta zasada. Wyjdź, proszę. – wyjąkałam nerwowo. – Pani Mario!
- Proszę, porozmawiajmy….
- Też cię prosiłam kiedyś o to… - łzy mi napłynęły do oczu. – Pani Mario!
- Odszedłem z zespołu, bo nadal cię kocham. To chore, wiem. Jennę też kocham, bardzo. Ale to niewytłumaczalne.
Pani Maria przydreptała do sali, wychyliła się niepewnie zza drzwi. Josh patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Mogłaby pani… przynieść nam po szklance wody?
Chore? Człowieku. ..Przechodziłam przez to. Ale nie okłamuj mnie, że z miłości rzucałeś w moją stronę takie oszczerstwa. Podkoloryzowałeś wiele faktów, aby były na twoją korzyść. A i nie wmawiaj mi, że stać cię na skruchę.
- NIE PIEPRZ MI W GŁOWIE. – rozkleiłam się i przyciągnąłem go do siebie.
Prawda, stara miłość nie rdzewieje. Nic nie wygasa do końca. Przytuliłam go. W moich założeniach, miałam być na niego zła, miałam go z rozmachem wyrzucić, ale nie umiałam. Nie wiem co się działo, ale poczułam jakbym znowu miała te 16 lat. W sumie na niewiele więcej się czuję, a czasami nawet na młodziej – na jakieś 13.
- Piszę materiał na naszą nową płytę.
- My też. Za chwilę mamy letnie festiwale.
- Wiem… Powodzenia. Chciałbym z wami poznać tych niesamowitych ludzi.
- Wiesz, że jesteśmy otwarci. – poczochrałam go po włosach. – O każdej porze dnia i nocy możesz wrócić.
- To chyba nie jest dobry pomysł. – spuścił wzrok. – Nie będę pieprzyć w głowach fanów. – uśmiechnął się. – Ale…
- Tak?
Po jego słowach, poczułam motylki w brzuchach, które swoje skrzydłami napierały na nieznane złoża radości.
- Zac myśli nad powrotem, ciągle się waha. Będę go przekonywał. Strasznie tęskni za Taylor’em.
- Fajnie… Josh, chyba powinieneś naprawdę pójść.
- Pozdrów resztę. Dziękuję, że nie wyprowadziłaś mnie siłą.
- Nie, nie pozdrowię ich. Sam to zróbisz. Dzięki za kwiaty.
- Nie ma za co, Hayleys…- przygryzł wargę. – Hayley. – poprawił się.
Dobrze nie wyszedł, a za drzwiami ukazała mi się Karmen. Dzisiejszego dnia chyba mnie już nic nie zdziwi. Co im się wszystko wzięło na miłość do mnie? Organizują gdzieś w okolicy konkurs czy co?


No comments:

Post a Comment