Monday, April 30, 2012

17. I could stay lost in this moment forever

 Za drobną namową dodaję :) Dziękuję raz jeszcze za życzenia!

 Soundtrack


i drobna reklama: http://part-of-our-lives.blog.onet.pl/ czytajcie:)

Taylor
Kolejną noc nie wypuściłem chodzącej por ceny ze swoich objęć. Kolejne perfekcyjne marzenie, które stało się rzeczywistością.
Praktycznie już nie brałem tego świństwa, dziewczyna wspierała mnie całym sercem i towarzyszyła w terapii. Nie wiem czy to odpowiednia nazwa, bo nie byłem w to wplątany przez długi okres; był on wprawdzie intensywny, ale krótki. Karmen trochę zniszczyła moją psychikę sprytnymi gierkami, w które dałem się wmieszać. Wszystko było na dobrej drodze, miałem dla kogo walczyć. Ona również miała, musiała chodzić na wizyty u zaprzyjaźnionego psychologa mamy. Zdarzało się, że dziewczyna wybuchała, ponieważ emocje skumulowały się, a nie chciała po raz setny drążyć tego samego problemu, by mnie nie martwić. Prosiłem tysiące razy, w kilku wypadkach się udało, ale to nie było częstym zjawiskiem. Nie wiem o czym rozmawiali, siedziałem i czekałem na nią przed gabinetem. Czytałem wtedy sterty czasopism muzycznych i byłem doinformowany jak nigdy o każdej premierze, festiwalu czy o hitach królujących na listach przebojów. Wlepiałem się w turkusowe ściany i wychwytywałem każde odrapania farby. Bacznie obserwowałem ludzi, którzy ustawiali się w kolejkę, żeby nalać sobie darmową wodę. Recepcjonistki i ochroniarze przestali wyganiać bezdomnych, którzy za każdy łyk wody, byli tak wdzięczni, że zarażali miłością do życia na setki mil. Po jednej z jej terapii, pewien staruszek podszedł do mnie i powiedział, że jest coś w naszych oczach, namawiał nas, byśmy skusili się na tarota. Zwinnie tasował swoimi pomarszczonymi i spracowanymi  rękami pozaginane karty. Pan Jose, bo tak miał wówczas na imię, poinformował nas, że jeszcze nigdy nie ułożył tak dobrego tarota. Niepokoiło go tylko jeden fakt, gdyż wyczytał, że przez pewien czas będziemy niemiłosiernie cierpieć, ale finalnie wszystko ułoży się dobrze. Na zawsze. Nasze uczucie jest jednym z najsilniejszych we wszechświecie. Podszedłem do tego nieco sceptycznie, takie przepowiednie przypominały te starożytne w Deflach, do których nie można było się przyczepić. Nie były klarowne na tyle, by komuś zarzucić kłamstwa. Nasze życie nie jest wysłane tylko płatkami róż, czasami nasze stopy musimy narazić na rozżarzone węgle czy gwoździe.
Teoretycznie Ruda nadal była z Chad’em, ale ten rzadko bywał w okolicy, a ona rzadko jeździła do L.A. ze względu na spotkania, których obiecała nie opuszczać. Zbliżyliśmy się w zespole coraz bardziej, Jeremy bardzo mocno supportował nasza dwójkę, rozumieliśmy się coraz lepiej, Hayley otwierała się i dawała coraz lepsze zarysy swoich problemów. Z dnia na dzień było coraz kolorowiej. Ciągle pisaliśmy. Nie były to gniewne i agresywne piosenki, ale były to śpiewane modlitwy, w których najczęściej dziękowała komuś za coś: za siłę do walki, za budowanie lepszego jutra, za dzielenie się wytrwałością.
W kalendarzu zaczynał się przedostatni tydzień maja. Był to ważny dla nas czas, ponieważ mieliśmy kręcić nasz pierwszy teledysk bez udziału braci. Było to nie lada wyzwanie, nikt z naszej trójki i ekipy nie chciał zawieść fanów, którzy czekali tyle miesięcy na nasze nowe dziecko „Monster”. Koncepcję teledysku wymyśliliśmy razem.
- Witam was. – powiedział Shane Drake, nasz ulubiony reżyser. – Wszystko jest już rozłożone, pirotechnicy zadbali o wszystko.
- Siema! – przybiłem piątkę. – Świetne miejsce. Dziękuję, że aż tyle pracy w to włożyłeś z ludźmi, żeby nam dogodzić… Wygląda to perfekcyjnie.
- Wow, nie wierzę. To chyba będzie mój nasz ulubiony teledysk. – powiedziała Hayley, zacierająca ręce z uśmiechem.
- Chcę już zobaczyć sceny, w których wszystko się wali!
- Jeremy… - zastopowałem apetyt przyjaciela. – Dopiero tu weszliśmy.
- Wiem, ale to co to. To moje ulubione momenty w scenariuszu.
- A właśnie, musimy wszyscy uważać, to naprawdę niebezpieczne, to żadna zabawa.
- Jeszcze fajniej. – zacisnął dłonie w pozytywnym geście.
Sceny w wodzie, która symbolizowała pewną przeszkodę w poruszaniu się - w życiu, nakręciliśmy dosyć szybko. Do południa wszystko było gotowe. Na drugi ogień poszły sceny w szpitalu, który był metaforą tego całego procesu, kiedy byliśmy bliscy całkowitego rozpadnięciu się. Nic nie było pewne, musieliśmy pozbierać kawałeczki i ułożyć siebie na nowo.
- Hayley, idź stąd, rozśmieszasz mnie. – powiedziałem zerkając na Hayley, która robiła głupie miny. – Nie pomagasz mi, to już czternasty dubel… A mam tylko wyjrzeć zza rogu ściany. *1:52
- Przepraszam. – na jej twarzy pojawiła się mina zbitego psa. – Tak jakoś wyszło.
- Miejmy nadzieję, że to ostatni… Akcja!– wykrzyczał reżyser.
Wreszcie się udało! Powtarzanie tej sceny już mnie trochę nużyło. Na dzisiejszy dzień była przewidziana jeszcze jedna scena – scena, w której biegliśmy do pomieszczenia, w którym znaleźliśmy swój schron. Fani, mogą to interpretować różnie – odejście braci, wsparcie fanów, koncerty, rodzina, przyjaciele. Dostaliśmy bardzo szczegółowe wskazówki, którędy musimy biec, ponieważ wszystkie wybuchy są ustawione czasowo i nie możemy się opóźnić o nawet sekundę – jeżeli nam zależy  na niepoparzeniu się.
-Chcę mi się bardzo sikać. – powiedziała Hayley, kiedy przymierzaliśmy do przebiegnięcia odcinka, prowadzącego do finalnego kadru teledysku. Złapałem się za głowę i zacząłem się śmiać razem z Jeremy’m. – Gdzie jest toaleta?
- Nie ma? – zaśmiał się również Shane. - Musisz się zaprzyjaźnić z naturą.
- Zaraz wracam.
- Pójdę z nią. – powiedziałem do chłopaków i poleciałem za Hayley, by ją dogonić. Kiedy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się długi, ciemny korytarz.
- Hayley, jesteś? Poczekaj na mnie. Nic nie widzę.
- Chodź – usłyszałem odbijający się o ściany głos.

Hayley
Nie chciałam łazić między kablami i torami do kamer, więc wybrałam inną trasę. Drake powiedział wcześniej, że z tyłu budynku znajdują się liczne krzaki – przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy z innymi dziećmi nie przejmowaliśmy się niczym, psociliśmy, załatwialiśmy swoje potrzeby fizjologiczne w najbardziej prymitywny sposób.
- Hayley, jesteś? – usłyszałam głos Taylora, kiedy przemierzałam drogę do wyjścia. – Poczekaj na mnie. Nic nie widzę.
- Chodź.
Przyszedł mi do głowy świetny pomysł, otóż chciałam mojemu mężczyźnie dostarczyć trochę adrenaliny. Wskoczyłam we wnękę i czekałam aż przejdzie. – moje oczy jakiś czas temu przyzwyczaiły się do ciemności, jego dopiero zaczynają.
- Nadal cię nie widzę.
Słyszałam jak niepewnie stąpa po ziemi, wręcz słyszałam jak jego szyja obraca głowę w poszukiwaniu mojej osoby. Ostatnie wymierzone kroki, już za chwilę. Już za króciutką chwileczkę. Wyskoczyłam i zasłoniłam dłońmi jego oczy, które i tak mało rejestrowały. Wydałam pozwolenie moim dłoniom na wkradnięcie się na obszary pod jego koszulką. Poczułam, że dostał gęsiej skórki, całowałam dokładnie każdy fragment jego szyi.
- Tutaj? – powiedział nieco przestraszonym tonem.
- A czemu nie?
By nie budzić podejrzeń, dosyć szybko wróciliśmy do reszty ekipy, jak długo nam pozwalały warunki – trzymaliśmy się za dłonie, których przestrzenie między palcami były stworzenie do siebie. Jedyną osobą, która wiedziała o nas była Jeremy i zapewne ludzie, którzy kiedyś słyszeli niemiłą wymianę zdań w szpitalu. Kiedy uchyliłam drzwi, usłyszeliśmy rozmowę pomiędzy Shane’m i Jeremy’m, który wypytywał się naszego przyjaciela czy naszą dwójkę łączy coś więcej niż przyjaźń. Po wyrazie twarzy Worms’a było widać, że jest już zmęczony zaprzeczaniem i przekonywaniem Drake’a, że nasze relacje są czysto przyjacielskie. By przerwać ich wymianę zdań, przylecieliśmy do nich w podskokach.
- Ładna okolica. – skłamałam, by usprawiedliwić naszą dłuższą nieobecność.
- Co jest ciekawego w polach i krzakach?
- Zielono jest. – na moje słowa, reżyser spojrzał na mnie głupkowatym wzrokiem. – Kręcimy?
Kiedy wybiła godzina dwudziesta, cała ekipa już zbierała się do opuszczenia budynku. Na dzień dzisiejszy odhaczyliśmy zaplanowane sceny. Byłam bardzo zmęczona, więc odmówiłam chłopakom wyjścia do kina na nowy hit. Poza tym nie miałam ochoty na film akcji, marzyłam tylko o zimnym prysznicu i wypiciu karmelowej herbaty.
Jutrzejszy dzień ma być również pracowity – kolejne godziny na planie teledysku. Już teraz wiem, że klip wygląda przecudownie; mam przed oczami naszą historię opowiedzianą kadrami Shane’a, jestem zakochana. Jestem – to najważniejsze, ostatnio tylko bywałam.
Mam nadzieję, że będziemy kręcić więcej teledysków, które powodują, że poziom adrenaliny drastycznie wzrasta. Autentycznie w kilku  chwilach bałam się, że pirotechniczne gadżety zemszczą się i oszpecą moje ciało. Wszyscy wyszliśmy z tego cało. Kościołowi powijającemu się w scenariuszu, przypisaliśmy symbolikę naszej wiary, która solidnie pracowała nad naszymi duszami, pomagała nam nie upaść, ratowała naszą trójkę jak tylko mogła.
Dzięki profesjonalnej kadrze, kręciliśmy tylko trzy dni, od rana aż do zachodu słońca,  cali poobijani od ostatnich scen, w których ubrani w jasne ubrania, uderzaliśmy o ściany, chcąc utrudnić kroczenie w życiu naszym prawdziwym ja. Każde walnięcie atakowało nasze serce, chciało wyzbyć nas z pozytywnych emocji. Ale wiecie co? Przetrwaliśmy, mogę tylko z  grubsza przewidywać, ale nie wiem jak. Musimy to pielęgnować.
- Dziękujemy Wam z całego serca, jesteście świetni. Uwielbiamy was i obiecujemy, że skorzystamy z waszych usług jeszcze miliony razy. – zadeklarowałam w imieniu całej trójki. – Czekamy na efekt finalny naszej współpracy. Zmykamy.
- My wam również dziękujemy, cudownie się z wami współpracuje. – powiedział Shane, a chłopcy z ekipy zaczęli klaskać. Złożyliśmy po kolei na siebie dłonie i unieśliśmy je do góry. –Nie myślałaś kiedyś nad filmem, Ruda?
- Nie, no co ty. – zaśmiałam się. – Muzyka - tylko do tego się nadaję.
Trochę uścisków, pocałunków w policzek i dłoń, ogromna ilość najszczerszych uśmiechów, wdzięczność, samorealizacja.
- Ja spadam na porządny masaż z Kathryn. Chcecie się dołączyć? – zaproponował Jeremy z miną gangsterskiego cwaniaka po wyjściu z bydynku.
Jednocześnie wzruszyliśmy ramionami i spojrzeliśmy pytająco na siebie.
- Wiesz co, chyba wolimy pobyć sami… Nie pogniewacie się? – zapytał się Taylor.
- No co ty! Wiecie, że wam kibicuję?
- Wiem, kocham cię Jeremy. Jesteś najcudowniejszym przyjacielem, nie mogłam trafić na lepszego. Byłeś ze mną, wtedy gdy cała reszta mnie olała lub poddała się.
- Też cię kocham, siostro. Też mi pomogłaś w wielu sprawach. Nie dziękujmy sobie, po prostu bądźmy.
Wtuliłam się w Davis’a z całych sił. Taylor objął nas ramieniem i położył głowę na mojej. Tkwiliśmy w tym stanie kilka dobrych minut. Chyba nigdy nie odwdzięczę się Bogu za nich. Ich obecność w moim życiu jest jednym z najcenniejszych darów o jakie mogłabym prosić.
Taylor przepasał moją głowę chustą i nielegalnie wsiadł za kółka mojego samochodu. Ufałam mu, ufałam, że nie rozbije nas na najbliższym drzewie. Niepewnie wysiadłam z pojazdu z drobną pomocą York’a. Nogami badałam grunt, po którym przyszło mi stąpać. Poczułam niebywałą miękkość sterty liści, usłyszałam trzask gałęzi, wieczorny koncert koników polnych – od razu domyśliłam się gdzie nas zaprowadził: do naszego chorego świata. Mimo, że miejsce nie kojarzyło się nam najlepiej, polubiliśmy jego mroczny klimat, który integrował się z naszymi pragnieniami.
- Dasz mi się prowadzić?
- Co to za pytanie… Tobie? Zawsze. – powiedziałam z uśmiechem na twarzy, mimo, że go nie widział.

No comments:

Post a Comment